#TeamSpeednet: Mariusz, Project Manager
Mariusz jest częścią #TeamSpeednet już od 7 lat. W Speednet realizuje się jako Project Manager, a po godzinach bierze udział w operacjach specjalnych i zjeżdża bez asekuracji na linie ze śmigłowca. Postanowiliśmy dowiedzieć się więcej o jego doświadczeniach i pasjach.
Cześć Mariusz, dzięki, że znalazłeś chwilę na naszą rozmowę! Zacznijmy od najprostszego pytania. Jak długo pracujesz w Speednet jako Project Manager?
Mariusz: Na pokładzie jestem od sierpnia 2016 roku, czyli mija mi właśnie 7 rok jako Project Manager?. Tyle jeśli chodzi o statystyki, a o wiele ciekawiej ta przygoda brzmi w kontekście doświadczeń. Może podzielmy ten wątek na dwa etapy. Przed Speednet pracowałem głównie w korporacjach branży Fintech. Byłem raz sterem, raz żaglem, czy innym okrętem. Przeszedłem szlak jako analityk, koordynator zespołu, czy Product Owner. Entuzjazm pracy w rozpoznawalnych firmach i na poważnie brzmiących stanowiskach jednak opadł, jak to mówią “Szyny były złe, a podwozie też było złe” (śmiech). Chciałem obrać kurs na bardziej nieznane i z natury mniej przewidywalne wody i tu zaczyna się drugi etap podróży. Na rozmowę do Speednet trafiłem z polecenia. Nie znałem wcześniej firmy, ale po pierwszej rozmowie byłem całkowicie przekonany, że chcę być członkiem tej zaangażowanej i zgranej załogi. Wiedziałem też, że będzie to duże wyzwanie z powodu prowadzenia kilku projektów jednocześnie, w różnych technologiach i dla różnych branż. Tam, gdzie pojawia się wyzwanie, tam rodzi się również motywacja i tak już po ponad 2550 dniach, horyzont wciąż otwiera nowe przygody i wydarzenia. Wszystko dzięki wyjątkowym ludziom, z którymi żaden sztorm nie jest straszny.
Siedem lat to sporo czasu, czy możesz mi opowiedzieć nieco więcej o swojej roli? Kim jesteś i czym się zajmujesz?
Mariusz: Jestem człowiekiem zatrudnionym na stanowisku Project Managera, w skrócie określanym jako PM. To takie proxy między klientem i zespołem inżynierów. Ktoś kto przekłada wizje na wymagania, mówi językiem priorytetów i lawiruje między celami biznesowymi, operacyjnymi i strategicznymi. Gdy pojawia się potencjalny klient ze swoim pomysłem, Project Manager koordynuje pierwsze prace, których celem jest przygotowanie budżetu i harmonogramu. Dzięki presales-om wiemy co dzieje się na rynku, raz edukujemy klientów, a innym razem sami poznajemy inspirujące rozwiązania. Etatowym zakresem obowiązków Managera projektów jest… prowadzenie projektów. Pod tym nic nie mówiącym hasłem, kryje się odpowiedzialność za terminowość, jakość i kasę. Gdy dodamy do tego, że praktycznie żaden projekt nie jest taki sam, a prawo Murphy’ego przypomina o sobie na każdym kroku, to mamy niezły młyn. To właśnie lubię w pracy w Software House. Minimum rutyny, ciągłe poszukiwanie usprawnień, neutralizacja problemów/zagrożeń. W Speednet każdy Project Manager ma swój styl i standard pracy. Nasze predyspozycje i dotychczasowe doświadczenia są brane pod uwagę przy przypisywaniu nam kolejnych projektów. Był okres, że jeżeli coś trafiało do mnie to oznaczało to, że projekt kwalifikował się jako…wyjątkowy (śmiech). A po co korzysta się z outsourcingu w branży IT? Niższe koszty, transfer wiedzy, przeniesienie odpowiedzialności. To wymaga od nas specjalnego wyszkolenia i taktyki. Jesteśmy taką informatyczną jednostką SWAT, wchodzimy do akcji tam, gdzie potrzebni są profesjonaliści.
Super, to wszystko brzmi naprawdę ciekawie, raczej w pracy nie narzekasz na nudę. Jak wygląda Twój typowy dzień w biurze?
Mariusz: Po porannej rozgrzewce kieruję się do oddziału. Przechodzę autoryzację w strefie bezpieczeństwa, po skrytym dostaniu się do stanowiska operacyjnego uruchamiam systemy łączności i sprawdzam wyposażenie osobiste. Teraz zaczyna się najbardziej niebezpieczny etap. Zabieram się za lekturę poczty elektronicznej. Tu zwykle pojawiają się oczekiwane lub nieoczekiwane wiadomości. Jak to Project Manager, optymalizuje czas do zastanych okoliczności. Jedna kwestia to ustalenie priorytetów odpowiedzi, druga to znany patent Davida Allena: co mogę wykonać od ręki, wykonuję od ręki, a resztę deleguje sobie na później. Potem zaczyna się sesja kilku daily pod rząd. Trudniejsze wątki omawiamy po daily w formie “parkingów”. Jeżeli wciąż nie mamy rozwiązania to ustawiamy spotkanie w drugiej części dnia. Sztywno prawda? Właśnie dlatego codziennie o 10:30 organizuję sesję rozciągania. 15 minut na poprawę elastyczności ciała i umysłu. Ćwiczymy z dedykowaną aplikacją, ale przemycam różne patenty z Jogi i od fizjoterapeuty.
Czy Twoje dni różnią się między sobą? Czy raczej są dość podobne?
Mariusz: Jeżeli jest poniedziałek i zbliża się południe to oznacza, że zamykamy sprint i planujemy nowy tydzień lub “dwutydzień” prac. Zakres prac trzeba dzielić na mniejsze etapy, żeby obserwować w krótkich odcinkach postęp i elastyczniej dopasowywać się do zmian. Jeżeli zbliża się koniec miesiąca to dodatkowo robimy sobie retrospektywę. Na podstawie doświadczeń szukamy nowych rozwiązań, kontynuujemy lub wstrzymujemy wprowadzone już uprawnienia albo zbieram baty za swoją bierność w jakimś obszarze. W pozostałych dniach zdarzają się spotkania z klientami, warsztaty, one on one, papierologia, przeglądanie narzędzi projektowych. Gdy wyjdziemy poza spektrum projektowe, dochodzą spotkania PMO, czyli konwent PMów. Dzielimy się plotkami, informacjami, wyzwaniami i pomysłami. Każdy z PMów ma też indywidualne spotkania z Head of PMO. Robimy przegląd parametrów projektów, rozmawiamy o bieżących i przyszłych potrzebach, przewidujemy przyszłość. Transparentna wymiana informacji od dołu do góry łańcucha decyzyjnego. Wyjątkowo cenię sobie również spotkania z górą. Zarząd ma ogromne doświadczenie techniczne i biznesowe, którym dzieli się otwarcie. Na rozmowach wychodzą często perspektywy, których nie dostrzegam na poziomie operacyjnym. Skoro o perspektywach mowa, to najwięcej pomysłów i wątków pojawia się od samego zespołu projektowego. Spędzamy w końcu ze sobą najwięcej czasu.
Wspomniałeś o porannych rozgrzewkach, które prowadzisz. Sama miałam okazję kilka razy uczestniczyć, jest to bardzo fajna inicjatywa. Opowiesz skąd wziął się pomysł na rozciąganie w biurze oraz organizację innych, trochę bardziej ekstremalnych atrakcji?
Mariusz: Inspiracja do aktywności wyszła z inicjatywy innych osób w Speednet. Dopiero co rozpocząłem pracę i usłyszałem, że z drużynowego startu w pewnym biegu przeszkodowym wykruszył się jeden pracownik. Nie miałem najmniejszego problemu, żeby pobiec w bluzie z jego imieniem, ale zasłonięty szalo-kominiarką w trybie incognito. Na tym samym evencie zdarzyło się jeszcze kiedyś, że startowałem w każdej kategorii, w której Speednet miał reprezentację. Niezbyt zdrowy pomysł, ale chętnie to powtórzę. Również ze Speednet po raz pierwszy startowałem w ekstremalnym biegu na orientację, udało się go nawet drużynowo wygrać. Mamy znakomitych nawigatorów i długodystansowców, od których mogę brać przykład. Gdy pozwala na to czas zabieram też naszą Speednetową ekipę na wycieczki po parkach krajobrazowych i do opuszczonych budynków, kręcę krótkie skecze zapowiadające rozciąganie lub uczę dziewczyny samoobrony. W takim towarzystwie nie zastanawiasz się czy coś zrobić, tylko kiedy. Jako zwierzę stadne, tak długo będę organizować te inicjatywy, jak długo zespół będzie tym zainteresowany. Oby jak najdłużej i bez kontuzji.
Z tego co wiem, prowadzenie projektów nie jest jedyną dziedziną, w której się rozwijasz. Opowiedz nam trochę o swoim drugim hobby i może od razu opowiedz, czy ma to związek z tym, że jak już sam wspomniałeś często występujesz incognito?
Mariusz: Chodzi o przygotowywanie w biurze deserów ketogenicznych w kombinezonie ochronnym lub pracę przed biurkiem w masce przeciwgazowej? (śmiech). Pewnie pytasz o zainteresowanie operacjami specjalnymi. Jeszcze zanim zdecydowałem się na karierę w branży IT, rozważałem służbę w jednostce kontrterrorystycznej lub wojskach specjalnych. Po tych planach została mi tylko pasja, którą realizuję do dzisiaj. To w sumie ciekawa historia, bo z grupy kilku kolegów biegających po lesie, rozwinąłem to do ogólnopolskiej formacji, która ma na swoim koncie drużynowe zwycięstwa w ekstremalnych zawodach sportowych, strzeleckich i ratowniczych. Mimo, że jesteśmy cywilami braliśmy udział w treningach i symulacjach akcji bojowych z użyciem śmigłowców, abordażu statków na pełnym morzu, odbijaniu wraz z Policją zakładników z budynków jak urzędy, szkoły, centra handlowe. Szkolili nas komandosi, o których można teraz czytać książki. Mógłbym o tym długo opowiadać, ale prawdopodobnie nie starczyłoby prądu. Z racji, że PMuje tę organizację, mogę często dopasowywać nabywaną wiedzę i umiejętności również do potrzeb typowo zawodowych. I odpowiadając na Twoje pytanie, właśnie między innymi w związku z tymi wszystkimi akcjami, cenię sobie zachowanie wizerunkowej anonimowości i działanie w cieniu.
No dobrze, a przechodząc już do ostatniego pytania. Widzisz jakieś podobieństwa pomiędzy tymi dwoma światami? Pamiętam jak podczas drugiej edycji wydarzenia IT’s easy, gdzie byłeś prelegentem pojawiło się sporo opinii dotyczących tego, że Twoja prelekcja ciekawie nawiązywała do świata militariów. Opowiesz w jaki sposób jako Project Manager wykorzystujesz umiejętności, które zdobywasz w trakcie operacji specjalnych?
Mariusz: Na pewno mam podwyższoną odporność na stres (śmiech). Zjeżdżając bez asekuracji kilkanaście metrów na linie ze śmigłowca, czy czując podmuch wysadzanych metr od siebie drzwi, spokojniej reaguje na nerwowe sytuacje. Samo pożenienie świata biznesowego i paramilitarnego urodziło mi się w głowie, gdy jednocześnie robiłem kursy zarządzania projektami i prowadzenia operacji specjalnych. Podobieństw warunków działania, organizacji, metodyk, taktyk i procedur była cała masa. Wszystko zależy od tego na ile kreatywnie się do tego podchodzi. Przejdźmy może do konkretów przykładów.
Komunikacja. Ten obszar najczęściej szwankuje. W projektach mamy ludzi rozmawiających na różnym poziomie abstrakcji, inaczej dotykających przedmiotu sprawy. Jak w sposób treściwy przekazać zadanie? Korzystając z formatu 5W – who, what, when, where, why lub w wersji dla mniej kumatych how. Analityk może tak uzyskać od klienta wizjonera syntetyczny opis jakiegoś procesu. Przy dobrym warsztacie, z 5W można zrobić pełnoprawny User Story i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.
Trudny mail? Na wstępie opisz obiektywnie i bez emocji sytuację, następnie zdefiniuj precyzyjnie co chcesz osiągnąć. Krok trzeci to opis jak można to zrealizować. Dalej określamy zapotrzebowanie sprzętowe, techniczne i osobowe i na koniec wyznaczamy kto za co będzie odpowiadał. Źródłem inspiracji jest Natowski format rozkazu bojowego. Ciekawostka? Z tego samego formatu korzystają wojska regularne i specjalne – jednostki takie jak GROM, Formoza i JWK. Różnicą jest tylko to kto i w jaki sposób z niej korzysta. W naszej branży jest podobnie. Często używamy podobnych rozwiązań, ale w mniej lub bardziej zaawansowany sposób.
I na koniec moje najnowsze odkrycie. Ile razy zdarzało się, że jesteśmy w skomplikowanej sytuacji, z chaosem informacyjnym i bez pomysłu co zrobić dalej. Mi to pachnie presales-ami lub przejmowaniem trudnego projektu. Let’s meet IT. Akronim METT jest używany przez armię Stanów Zjednoczonych, aby pomóc dowódcom zapamiętać kwestie związane z planowaniem dowolnej operacji – nadaje strukturę różnym źródłom informacji. Po co? Żeby po pierwsze wyciągnąć kluczowe dane, a później operować nimi podczas analizy i tworząc plan działania.
Mission, czyli zdefiniowanie zadań i podzadań. Działa to o tyle fajnie, że czasem okazuje się np. że zadanie nie osiąga celu biznesowego, albo że dochodzi nam długa lista nowych zadań w ramach zadania głównego.
Enemy – czyli kluczowe informacje o naszym kliencie. Powiedziałem to na głos, prawda? Nazwałem klienta przeciwnikiem (śmiech). Mówiąc bardziej poprawnie, chodzi o kogoś poza naszą strukturą organizacyjną. Jakie to ma znaczenie? Bo inaczej pracuje się ze start-upem i korporacją, firmą z branży R&D i fabryką. Inna komunikacja, współpraca, rozliczenia i warsztaty.
Terrain – czyli obszar działania. To miejsca na wywiad, jakie środowiska, maszyny i stack technologiczny ma klient.
Time – czyli oś czasu. Czas to pieniądz, więc żeby go klientowi oszczędzić, warto znać jego ograniczenia czasowe, wpływ na inne aspekty działalności i ryzyka płynące z niezrealizowania planu.